poniedziałek, 23 marca 2015

Opowieść o tym jak przegrałam życie [7]

Jako, że życie wcale nie jest takie piękne jak w książkach Paula Coelho, to po obronie pracy dyplomowej dopadło mnie smutne życie bezrobotnego magistra, któremu już nikt nie uwierzy, że 1990 rok był 10 lat temu. Zima minęła, a na horyzoncie widać było rażący pulsujący blask, a nikt oprócz mnie nie wiedział co to - a to był pośredniak.

Jako że zmiana mojego bezrobotnego trybu życia po obronie magistra nastąpiła tak prędko, że do tej pory nie potrafię dojść do siebie (bo moja kondycja daje każdemu poczucie bezpieczeństwa), to dodatkowo przy okazji wizyty w pośredniaku wydarzyła się historia, którą każdy doświadczony człowiek nazywałby historią życianatomiast u mnie to nie było nic innego jak następny odcinek telenoweli życia.

Wracając z urzędu z nadzieją na jakąkolwiek wypłatę moje ukojone nerwy i myśli zostały poturbowane i zepchnięte na dalszy plan przez bandytę z dzikiego zachodu (w wieku poprodukcyjnym), kradzieja kobiecych serc, którego werbalna bajera zahaczała o krokwie domu Papy Smurfa. W momencie pytania o numer telefonu w mojej głowie zabrzmiały słowa Zenka Martyniuka, że spadająca gwiazda spełnia sny, gdy z owego snu wyrwał mnie swój własny głos, który o wiele bardziej zaskoczył mnie niż mojego rozmówcę:

- Nie - powiedziałam.

W mojej wyobraźni nawet nie zdążyłam napisać scenariusza przyszłego życia, przez chwilę nawet zastanawiałam się nad słusznością swojej decyzji, ale zdrowy rozsądek wygrał - przecież zawsze mógł kibicować Arce, Legii, albo co najgorsze - ŁKSowi.
Cóż, w dalszym ciągu pozostają mi marzenia o Volkswagenie Golfie II, o polonezie Borewicza lub o rolniku do wzięcia z Ursusem trzydziestką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz