W życiu są bowiem takie wydarzenia, przy wspominaniu których człowiek wstydzi się jak skurwysyn.
Pamiętam jak dziś, gdy spędzałam wakacje u babci i było słychać gwizd lokomotywy przed przejazdem kolejowym, wtedy biegło się na złamanie karku, by pomachać motorniczym. Największa radość była wtedy, gdy pan w pociągowej dj-ejce odmachał.
Zawsze istnieje jakaś względność układu: ja byłam szczęśliwa, ale oni zawsze mogli myśleć, że uciekłam z zamkniętej wioski: rezerwatu dzikich ludzi, gdzie nie odmienia się czasowników, myje w rzece i nosi gacie ze skóry schwytanych drapieżników (a obecnie słucha Kalwi&Remi na Sony Ericssonie K750i).
Summa summarum: nie wszystko do tej pory wyszło ok, ale przynajmniej nie skończyłam w Wyżej Szkole Robienia Hałasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz